Kazanie wygłoszone przez ks. bp. Marcina Hintza w 4. Niedzielę Pasyjną Laetare w kościele Zbawiciela w Sopocie dnia 22 marca 2020 r.
Tekst kazalny: Iz 66,10-14
- Radujcie się z Jeruzalemem i cieszcie się z nim wszyscy, którzy je miłujecie! Wykrzykujcie radośnie z nim wszyscy, którzy jesteście po nim w żałobie,
- Abyście ssali do syta pierś jego pociechy, abyście napili się i pokrzepili potęgą jego chwały.
- Tak bowiem mówi Pan: Oto Ja skieruję do niego dobrobyt jak rzekę i bogactwo narodów jak wezbrany strumień. Wtedy ich niemowlęta będą noszone na ramionach i pieszczone na kolanach.
- Jak matka pociesza syna, tak ja będę was pocieszał, i w Jeruzalemie doznacie pociechy.
- Gdy to zobaczycie, rozraduje się wasze serce i jak świeża trawa zakwitną wasze kości: objawi się ręka Pana jego sługom, a jego zawziętość jego nieprzyjaciołom.
Drogie Siostry i Drodzy Bracia w Panu,
Domownicy wiary, Sympatycy,
Wszyscy, którzy szukamy dzisiaj pocieszenia w Bożym Słowie,
znaleźliśmy się w zupełnie nowej sytuacji, której nikt z nas absolutnie się nie spodziewał. W zeszłym tygodniu zwróciłem się do Was w formie pisemnej, przedkładając kazanie przygotowane na niedzielę, które nie zostało wygłoszone. A od dzisiaj zaczynamy nabożeństwa w nowej formie. Korzystamy z mediów, z Internetu, by dotrzeć ze Słowem żywym, mówionym, do jak największej liczby ludzi. Jesteśmy w kościele Zbawiciela w Sopocie, który w niedzielny poranek wypełnia się. Docieramy tutaj, jako ewangelicy, z wielu miejsc, z terenu całego Trójmiasta, Pomorza Gdańskiego, niemal każdej niedzieli są tutaj turyści, spędzający wolny czas nad morzem. Dzisiaj kościół, poza nami dwoma, jest pusty. Ale nie jest pusty w sensie Słowa, bo Słowo znowu go wypełnia. Chcemy się cieszyć z tego, że możemy być głosicielami Słowa – tymi, którzy mówią jaką Ono ma moc, jaką ma siłę. Znaleźliśmy się w nowej sytuacji, której musimy się nauczyć, w sytuacji, która także nas może wiele nauczyć.
Dzisiaj jest 4. Niedziela Pasyjna, po łacinie zwana Laetare – czyli „radujcie się”, od słów Izajaszowych: „Radujcie się z Jeruzalemem”. Odczytaliśmy niemal końcowe partie księgi proroka Izajasza, zakończenie jego bardzo długiej księgi, 66. rozdział, słowa tego, którego imię znaczy: „Pan jest zbawieniem”. To zbawienie, to wybawienie, czyli zwycięstwo Pana, ogłasza dzisiaj prorok z Jerozolimy i pyta się nas: Co to znaczy dzisiaj radować się z Jeruzalemem, gdy cały świat jest w trwodze, gdy tak wielu ludzi tak bardzo się boi?
Nasze kościoły są zamknięte, szkoły i uczelnie świecą pustkami, galerie handlowe, które na co dzień są tak pełne gwaru, dzisiaj są przestrzenią milczenia. I nie wiemy, jak długo to będzie trwać. Żyjemy w stanie niepewności, zaskoczenia, czegoś, co było dotychczas nieznane i mentalnie zupełnie nie jesteśmy na to przygotowani. Szukamy, pytamy, wsłuchujemy się w Słowo, chcemy znaleźć odpowiedź na pytanie, co jest najważniejsze? Dzisiaj na to wskazuje właśnie prorok, ten, który zwany jest ewangelistą Starego Testamentu. Mówi nam, że jest coś znacznie ważniejszego, coś, co dotyka nie naszej codzienności, doczesności, ale poza nią daleko wykracza. Izajasz zapowiada zbawienie.
Dzisiejszy tekst kazalny wszedł do liturgii Kościoła ewangelickiego całkiem niedawno, wraz z ostatnią reformą tekstów agendarnych. Dotychczas niedziela Laetare wskazywała przede wszystkim na Jezusa. A dzisiaj prorok wskazuje na zbawienie, którego dokona Bóg Izraela, Jahwe, Ten, który jest. Izajasz przyszłość ukazuje nam w jasnych, dobrych kolorach. Mówi o przyszłości nie w sensie ziemskim, ale mówi o rzeczach ostatecznych, chociaż starotestamentowe wyobrażenie rzeczy ostatecznych było bardzo …doczesne. I tak to też maluje dzisiaj prorok.
W Izraelu, w całym Starym Testamencie, „nadzieja eschatologiczna” była pokładana w historii, a eschatologizacji to wszystko uległo wskutek rozczarowania historią, rozczarowania dziejami Izraela. W procesie odkrywania tego, co pozadoczesne, wiara zawładnęła przyszłością i myślą o przyjściu Mesjasza, Zbawiciela. I nie na próżno Izajasz nazywany jest ewangelistą Starego Testamentu, bo mówi on o ewangelii, czyli o dobrej nowinie, o tym, co ma przyjść. Mimo to, ta przyszłość, namalowana w dzisiejszym fragmencie, wpisuje się w ówczesne wyobrażenia Izraelitów, którzy też mieli ogromne problemy, którzy byli świadkami upadku swego państwa, jego potęgi i nie wiedzieli co czynić w takiej, czy innej sytuacji.
Odpowiedź proroka jest jasna: naszą nadzieją, naszą przyszłością, jest Bóg. To w Nim powinniśmy przedkładać również naszą eschatologiczną nadzieję. Nasza nadzieja powinna przekraczać doczesność i codzienność. Bo potrafimy spojrzeć dalej, także poza śmierć. Wierzmy, że skoro Jezusa Chrystus pokonał śmierć, to i nam dana jest taka właśnie nadzieja.
Może ta myśl o nadziei wiecznej pomoże nam z pewnym dystansem spojrzeć na to wszystko, co się dzieje wokół nas? Może zobaczymy to jako szansę na nasze świadectwo – świadectwo naszej wiary w trudnych czasach? Jako możliwość realizacji praktycznej naszej miłości bliźniego? Może w trudach będziemy dla siebie po prostu życzliwsi, ciesząc się, że przyszłość należy do Chrystusa, czyli należy także i do nas? Może to jest szansa, aby wzmacniać naszą wiarę i składać dobre świadectwo naszej odpowiedzialności? Bo dzisiejszą, chrześcijańską odpowiedzialnością, jest właśnie pozostanie w domach, by być dla innych świadkami budowania wspólnoty odpowiedzialności, tych, którzy się troszczą wzajemnie o siebie. I wcale to nie jest mała wiara, że zamykamy nasze kościoły, ale wręcz odwrotnie – to jest świadectwo naszej odpowiedzialności za świat, że w tych trudnych chwilach, bierzemy właśnie na siebie, na swoje barki, świadectwo budowania społeczeństwa, w którym traktujemy drugiego jako swego bliźniego. To nie jest ucieczka, ale budowanie się w zupełnie nowej rzeczywistości.
Szukamy podpowiedzi, którą iść drogą. Może zerknijmy na słowa naszego Reformatora, który tak napisał podczas plagi dżumy: „Będę prosił Boga, aby nas litościwie chronił. Następnie się odkażę, oczyszczę powietrze, podam i sam przyjmę lekarstwo. Będę unikać tych miejsc i osób, w których moja obecność jest zbędna, aby nie zostać skażonym i nie przynieść innym zanieczyszczenia, które mogłoby przyczynić się do ich śmierci w wyniku mojego zaniedbania”. I dalej pisze Luter: „taka wiara podoba się Bogu, ponieważ nie jest ani zuchwała, ani nierozsądna i nie kusi Boga”.
Komu jak komu, ale Lutrowi nie można zabrać jednego: odwagi. Był to człowiek, który dla wiary był gotów zrobić wszystko. Dla świadectwa prawdy stał się banitą, odważył się stanąć przed cesarzem i nie odwołał swojej wiary. Ale wiedział też, że Bóg dał mu rozum, aby w sferze świeckiej się nim posługiwał. I to świadectwo, Drodzy, naszego Reformatora, może być dla nas podpowiedzią, jaką my drogą powinniśmy podążać w tych dniach. Rozpocząć modlitwą, prośbą do Boga, aby nas litościwe chronił i następnie posługiwać się rozumem, wskazaniami medycyny, higieny, tym wszystkim, o czym dzisiaj tak wiele słyszymy. To właśnie zalecił Luter podczas plagi dżumy. To świadectwo niech będzie dla nas zachętą, by normalnie żyć w tych czasach. W odosobnieniu, w zamknięciu, ale jednak w miłości bliźniego, w miłości do Boga, w przeżywaniu każdego dnia, jako daru Bożego, który jest nam dany.
Izajasz do nas pisze: „rozraduje się wasze serce”. Bez względu na okoliczności nasza relacja z Bogiem jest źródłem naszej prawdy i nadziei. Niech to będzie naszym udziałem w każdą niedzielę, w każdy poranek, w każdy wieczór, w każdą noc. Cieszmy się wraz z Jeruzalemem!
Amen.