Kazanie wygłoszone przez ks. bp. Marcina Hintza w Wielkanoc w kościele Zbawiciela w Sopocie 4 kwietnia 2021 roku.
Tekst kazalny: 2 Mż 14,8-14.19-23.28-30a; 15,20-21 – Biblia Ekumeniczna
- PAN zaś uczynił twardym serce faraona, króla Egiptu, który ścigał Izraelitów. Ci jednak wyszli z podniesioną głową.
- Egipcjanie zaś – wszystkie konie i rydwany faraona, jego jeźdźcy i wojsko – podążyli za nimi i dogonili ich, gdy obozowali nad morzem koło Pi-Hachirot naprzeciw Baal-Sefon.
- A gdy faraon się zbliżył, Izraelici rozejrzeli się i zobaczyli, że Egipcjanie podążają za nimi. Wtedy Izraelici przerazili się i zaczęli głośno wołać do PANA.
- A do Mojżesza mówili: Czyżby nie było grobów w Egipcie, że nas tu przyprowadziłeś, abyśmy pomarli na pustyni? Co nam zrobiłeś, wyprowadzając nas z Egiptu?
- Czy nie mówiliśmy ci w Egipcie: Zostaw nas! Chcemy służyć Egipcjanom, bo lepiej nam służyć Egipcjanom, niż umierać na pustyni.
- Mojżesz jednak odpowiedział ludowi: Nie bójcie się! Wytrwajcie, a ujrzycie wybawienie PANA, które wam dzisiaj zgotuje. Egipcjan, których dziś oglądacie, nie będziecie już nigdy widzieć.
- PAN będzie za was walczył, wy zaś milczcie!
- A anioł PANA, który szedł przed obozem Izraelitów, przeszedł na ich tyły. Także słup obłoku idący przed nimi, zajął ich tyły,
- stając między obozem Egipcjan a obozem Izraelitów. Tam obłok był ciemnością, tu zaś rozświetlał noc. I nie zbliżyli się jedni do drugich przez całą noc.
- Wtedy Mojżesz wyciągnął rękę nad morze, a PAN gwałtownym wschodnim wiatrem, wiejącym przez całą noc, cofnął morze i uczynił morze suchą ziemią. Wody się rozdzieliły.
- Izraelici szli środkiem morza po suchej ziemi, a wody stanęły dla nich jak mur po ich prawej i po lewej stronie.
- Egipcjanie podążyli za nimi i wszystkie konie faraona, jego wozy i jeźdźcy weszli w środek morza.
- Wody powróciły i zatopiły rydwany oraz jeźdźców całego wojska faraona, które weszło za nimi w morze. Nikt z nich nie ocalał.
- A Izraelici szli po suchym dnie morskim, mając mur wodny po prawej i po lewej stronie.
- W tym dniu PAN wybawił Izraela z ręki Egipcjan.
- A Miriam, prorokini, siostra Aarona, wzięła do ręki bębenek, a za nią wyszły wszystkie kobiety w pląsach i z bębenkami.
- Wtedy Miriam im zaśpiewała: Śpiewajcie PANU, bo zatryumfował, konia i jego jeźdźca wrzucił w morze!
Drogi Świąteczny Zborze, Siostry i Bracia w Chrystusie,
przeżywamy dzisiaj cud Zmartwychwstania Pańskiego. Coś, co według ludzkich kategorii nie mogło się wydarzyć, stało się faktem. Tak jak czytaliśmy w Markowej Ewangelii, krąg świadków to potwierdza. Pisał o tym również apostoł Paweł do Koryntian. Ale także wrogowie Jezusa i wrogowie Jego uczniów potwierdzali, że wydarzyło się coś, co jest nie do ogarnięcia ludzkimi kryteriami. Pan zmartwychwstał, ukazał się swoim uczniom, także tym, którzy zupełnie nie chcieli w to uwierzyć. Cud, czyli działanie Boga w ludzkim życiu. Bezpośrednie oddziaływanie Pana i Stwórcy na naszą egzystencję. Wbrew naszym wyobrażeniom, przekonaniom i postrzeganiu świata.
My dzisiaj, jako Wielkanocny zbór, mamy pochylić się nad innym cudem – jednym z mitów założycielskich Izraela. To cudowne przejście przez Morze Czerwone. Zgodnie z opisem z 2. Księgi Mojżeszowej, zwanej po hebrajsku Szemot, czyli „imiona”, a zgodnie z łacińskim tłumaczeniem Exodus, zwanej też Księgą Wyjścia, lud wybrany wyszedł z Egiptu. Po ogromnych sporach, walkach Mojżesza z faraonem, ten drugi w końcu zmęczony walką z Mojżesz, wszystkimi plagami, które go spotkały, pozwolił, aby niewolnicy opuścili Dolny Egipt. A owo przejście przez Morze Czerwone było jednym z najważniejszych wydarzeń dla tożsamości Izraela. Wyszli z Egiptu i zgodnie ze świadectwem Szemot szli na wschód, do Ziemi Obiecanej, czyli do Kanaanu. Gdy weźmiemy mapę możemy zobaczyć, że najkrótsza droga prowadziła na północny wschód, wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego, ale tam była egipska kontrola i silne straże. Dlatego przywódca Izraela wybrał inną drogę – Biblia nam mówi o miejscowości Baal-Sefon i właśnie tam okazało się, że król Egiptu jednak cofnął swoją zgodę i wysłał w pogoń wojsko, by z powrotem doprowadzili niewolników do miejsca ich służby.
Dokładnie w tym momencie wchodzimy w tę narrację, gdy Izraelici zwracają się przeciwko swojemu przywódcy, przeciw Mojżeszowi, oskarżając go o doprowadzenie do tragedii. Słyszymy te gorzkie słowa: Czyżby nie było grobów w Egipcie, że nas tu przyprowadziłeś, abyśmy pomarli na pustyni? Co nam zrobiłeś, wyprowadzając nas z Egiptu? Lud zdaje się mówić: „Zostaw nas, chcemy służyć Egipcjanom, chcemy być znowu niewolnikami, nie potrafimy walczyć o swoją wolność, o swoją podmiotowość. Nie chcemy podejmować żadnego ryzyka. Wolimy żyć w niewoli świata, w niewoli innych ludzi. Daj nam Mojżeszu spokój ze swoją wolnością”. I następuje coś, czego nikt się nie spodziewa. Lud wybrany zostaje oddzielony przez zjawiska przyrody od obozu Egipcjan. Wskutek silnego wiatru da się przejść na drugą stronę. Ruszają więc w kierunku swojej wolności. Ale wciąż za nimi są ich dawne lęki, bo za nimi ruszają Egipcjanie, lecz ich ciężkie rydwany ugrzęzły. Nad ranem wody powracają na swoje miejsce i następuje zatopienie egipskiego wojska – raz na zawsze świat dawnej niewoli zostaje odcięty.
Historycy i teologowie różnie tłumaczą te wydarzenia. Wiemy, że w hebrajskiej wersji wody te są nazwane Jam Suf, co oznacza dosłownie Morze Sitowia, albo Morze Trzcin. A morzem nazywano każdą większą wodę powierzchniową. Wiemy przecież, że jezioro Galilejskiej też było zwane Morzem Galilejskim lub Morzem Tyberiadzkim. To nie musiały być bezpośrednio wody Morza Czerwonego. Może było to jakieś duże jezioro, gdzie przeszli suchą drogą…
Chrześcijanin, który wierzy Bogu, wierzy w cuda, też próbuje zrozumieć to, co jest zapisane w Biblii. Wielu chrześcijan stara się wyjaśnić rozstąpienie się morza różnymi sposobami. Więc ta interpretacja, że Izraelici przeszli przez mieliznę z wodą po kolana, a później zapomnieli o tej wodzie – bo pamięć ludzka syntetyzuje pewne zjawiska – a w tym płytkim zbiorniku potopiły się ciężkozbrojne wojska faraona. Ważny jest więc nie tylko fakt, nie poszczególne momenty, nie to jak postrzegaliśmy, ale całościowe przeżycie – indywidualna pamięć o wydarzeniu. Dla Izraelitów ważny był koniec, finis, finał, ostateczne uwolnienie się od Egipcjan. I to był właśnie cud. Coś, co w ludzkich kategoriach jest absolutnie niemożliwe. Nieuzbrojeni, starcy, kobiety, dzieci, przeciwko ogromnym wojskom najsilniejszej armii ówczesnego świata. Nie ma szans. Wydarzenie to jest więc niewątpliwie cudem. Można je próbować, Drodzy, interpretować za pomocą różnych zjawisk naturalnych, ale przesłanie tego fragmentu Biblii jest jednoznaczne: Bóg sam działa, interweniuje, aby wyprowadzić swój lud w kierunku wolności. Obiecał im wyzwolenie i dotrzymuje swego słowa, wbrew wszelkim ludzkim wyobrażeniom i racjonalności. Kiedy człowiek już nic nie może zrobić, w jego życie wkracza potężna ręka Pana. I tak jest często z naszymi wodami Morza Czerwonego, że są rzeczy, które wydają się nam zupełnie niemożliwe, nie do pokonania… A jednak! Gdy powierzymy to Bogu, gdy Mu zaufamy, ciężkozbrojne wojska egipskie zostaną gdzieś za nami, na zawsze.
Przejście przez Morze Czerwonego to dla wierzących ludzi droga w kierunku wolności, w kierunku życia. Dlatego w tym miejscu chrześcijańska interpretacja alegorycznie interpretuje to, co tam się wydarzyło: to wody chrztu świętego zmywają nasz grzech. Przez wodę chrztu stajemy się wolni do bycia dziećmi Bożymi. Dlatego w naszej luterańskiej tradycji tak bardzo podkreślamy, że chrzest jest nowym narodzeniem, narodzeniem się do wolności, do bycia Bożym dzieckiem. To jest Sola Gratia, tylko łaska, to wynik działania, interwencji samego Boga, to cud.
Przeżywamy dzisiaj razem, radośnie, pierwszy dzień Świąt Wielkanocy, czyli Zmartwychwstania Pańskiego. I wtedy, i dzisiaj, niczym Izraelici znad Morza Czerwonego, ludzie różnie interpretują to wydarzenie, które opisali ewangeliści – tak jak relacjonował nam to dzisiaj Marek. Jedni więc mówią o śmierci pozornej, o śmierci klinicznej Jezusa. Ale przecież to rzymski żołnierz przebił Jego ciało, a nie delikatnie złożono Go w zimnej grocie, gdzie miał dojść do siebie. Inni, jak część żydowskich dostojników, głoszą, że to wszystko była jedna wielka mistyfikacja, czyli oszustwo, kręgu Dwunastu – uczniów Jezusa. Ale przecież oni nie wierzyli w zmartwychwstanie. Gdy Jezus o tym nauczył, o tym mówił, oni odrzucali to. W swojej racjonalności byli jak Izraelici wołający do Mojżesza. Mówili: „Zostań z nami, w inny sposób buduj Królestwo, nie przez swoją śmierć”. A już zupełnie uczniowie nie byli w stanie uwierzyć w zmartwychwstanie.
Jakkolwiek byśmy nie próbowali wyjaśnić tego, co wydarzyło się nad Morzem Sitowia, jak byśmy racjonalnie nie chcieli wytłumaczyć tego, co się wydarzyło pierwszego dnia tygodnia, ważne jest czy my wierzymy świadectwu uczniów i uczennic – tych, które jako pierwsze były tam, przy grobie? Czy wierzymy słowom Jezusa, czy też i my szukamy wymówek, jakichś dróg odrzucenia tego przekazu? Apostoł Paweł, w cytowanym dzisiaj 1. Liście do Koryntian, kawałek dalej napisał, że chrześcijaństwo bez wiary w zmartwychwstanie jest najbardziej pożałowania godne. Bo wtedy czymże jest? Jeszcze tylko jedną z wielu narracji moralnych starożytnego świata: obok stoicyzmu, cynizmu czy epikureizmu, pewną propozycją na życie, tu na ziemi. Ale tak, jak mówi to Paweł, wiara w zmartwychwstanie daje nam inną perspektywę. Po to Chrystus za nas zmarł i zmartwychwstał, byśmy my żyli i wraz z Nim zmartwychwstali. Izraelici przeszli przez Morze Czerwone. Jezus dokonał wielu świadectw, wielu cudów. Wskrzesił Łazarza jako zapowiedź naszego przyszłego wskrzeszenia i sam trzeciego dnia zmartwychwstał. Przejście przez Morze Sitowia będące prawdziwym, realnym wyzwoleniem Izraela z niewoli egipskiej, w chrześcijańskiej mistyce zapowiada więc wyzwolenie jakiego dokonuje chrzest. Bóg sprawił, to On, że synowie Abrahama, Izaaka, Jakuba, Izraelici przeszli po suchym dnie Morza Czerwonego, aby cały naród wyzwolił się z niewoli, z niewolniczego myślenia i stał się obrazem dla przyszłej społeczności Kościoła, nowego Izraela, czyli społeczności ochrzczonych. Dla biblijnej symboliki morze jest czymś przerażającym. Apostołowie również przeżyli w łodzi na tym małym Morzu Galilejskim lęk i strach. I ostatnia księga Biblii, Apokalipsa św. Jana, pokazuje morze jako potęgę zła. Z potęgą zła Chrystus Pan musi walczyć na przestrzeni dziejów. Apokalipsa tak naprawdę opisuje nasz świat, nasze zmaganie się ze złem. Ale opisuje też nowe stworzenie, kiedy to sam Chrystus zacznie rządzić w pełni, w pełni wolności. I Apokalipsa mówi o tym cudownym, niezwykłym dniu, w którym już nie będzie morza. Ta woda, jako otchłań szatana, jako uosobienie nieładu, przestanie wtedy istnieć. Nam, żyjącym nad morzem, trudno jest utożsamić ten żywioł z siłami zła. Widzimy jego potęgę i mam dla niej szacunek, ale widzimy też w niej moc życia. Izraelici tam, nad tą wielką wodą, odnaleźli wolność. My, w wodzie chrztu świętego, zostaliśmy oczyszczeni do nowego życia.
Pozwólmy sobie iść dalej drogą wolności, pozwólmy sobie czerpać moc z siły chrztu, z relacji z Jezusem Chrystusem Zmartwychwstałym – niech to On będzie naszą drogą. A gdy Go spotkamy nie lękajmy się jak niewiasty, ale odpowiedzmy Mu: „Pokój Ci, pokój całemu światu”. Dziękujemy Ci, że jako Zmartwychwstały jesteś wśród nas i obdarzyłeś nas wolnością, i pokojem.
Amen.