Kazanie wygłoszone przez ks. bp. Marcina Hintza w Wielki Piątek w kościele Zbawiciela w Sopocie, dnia 2 kwietnia 2021 roku.
Tekst kazalny: Księga Izajasza 52,13-15; 53,1-12 – Przekład Biblii Ekumenicznej
- Oto Mój sługa odniesie zwycięstwo, wyrośnie wysoko, będzie wyniesiony i bardzo wywyższony!
- Wielu przeraziło się z jego powodu – tak zniekształcony, daleki od ludzkiego, był jego wygląd, jego postać niepodobna do człowieka.
- On zadziwi liczne narody, królowie zamkną przed nim usta, bo ujrzą coś, czego im nigdy nie opowiadano, i zrozumieją coś, czego nie słyszeli.
- Kto uwierzył temu, co usłyszeliśmy? Na kim się objawiło ramię Pana?
- On wyrósł przed Nim jak młody pęd, jak korzeń z wyschniętej ziemi. Nie miał postawy ani dostojeństwa, abyśmy chcieli na niego patrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał.
- Był wzgardzony i odrzucony przez ludzi, pełen boleści, doświadczony cierpieniem, podobny do tego, przed kim twarz się zakrywa, wzgardzony, mieliśmy go za nic.
- On jednak wziął nasze cierpienia i dźwigał nasze boleści, a my uznaliśmy go za dotkniętego karą, chłostanego przez Boga i poniżonego.
- Lecz on został przebity za nasze grzechy, zmiażdżony za nasze winy. Dla naszego dobra przyjął chłostę, dzięki jego ranom doznaliśmy uzdrowienia.
- Pobłądziliśmy wszyscy jak owce, każdy skierował się na własną drogę, a PAN go obarczył winą nas wszystkich.
- Dręczono go, lecz był pokorny i ust nie otworzył. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca milcząca wobec strzygących ją – tak on ust nie otworzył.
- Po uwięzieniu i wyroku został zabrany. Kto jednak zastanowi się nad jego pokoleniem, skoro został wyrwany z krainy żyjących i pobity za nieprawości Mojego ludu?
- Wyznaczono mu grób z przestępcami i z bogaczem był równy w swojej śmierci, choć nie używał przemocy i w jego ustach nie było oszustwa.
- PAN jednak chciał go zmiażdżyć cierpieniem. Jeśli odda swe życie na ofiarę zadośćuczynienia, to ujrzy potomstwo, wydłuży swoje dni i przez niego spełni się wola PANA.
- Po udrękach swojego życia ujrzy światłość i nasyci się jej poznaniem. Mój prawy sługa usprawiedliwi wielu, on sam będzie dźwigał ich winy.
- Dlatego dam mu udział pośród wielkich i z potężnymi podzieli zdobycz za to, że na śmierć wydał swoje życie i został zaliczony do występnych. Tymczasem dźwigał On grzechy wielu i orędował za przestępcami.
Drogi Wielkopiątkowy Zborze, Siostry i Bracia w Chrystusie,
przeżywamy dziś Wielki Piątek, za nami pasyjna droga do Jerozolimy, a przed nami widok wzgórza Golgoty. Patrzymy na ołtarz i widzimy krzyż Chrystusa, a w naszej wyobraźni – tak jak czytaliśmy to w opisie męki – dodatkowo dwa inne krzyże wraz z przestępcami, obok Chrystusa. Słyszeliśmy ten krzyk, gwar, obrażanie, ale widzieliśmy też łzy, ból, cierpienie, a potem ciemność i potworny strach zgromadzonych. I koniec wypisany śmiercią.
Czy w tym wszystkim potrafimy odnaleźć zwycięstwo, wiktorię, o której prorokował tak wspaniale prorok Izajasz? Dlaczego, skoro to dzień klęski, strachu, płaczu, bólu, to najważniejszy dzień w naszej ewangelickiej pobożności? Dlaczego my, ewangelicy, tak bardzo podkreślamy właśnie znaczenie Wielkiego Piątku? Co takiego się wydarzyło, że to determinuje całe nasze życie? Odpowiedzi na te pytania możemy szukać w różnych miejscach. Ale dziś, w sposób szczególny, dany jest nam tekst „Pieśni o Słudze Pana”, zapisany przed setkami lat przed życiem Chrystusa u proroka. To proroctwo tak głęboko oddaje atmosferę tego dnia. Mówi o cierpieniu, o śmierci, ale zauważmy, Drodzy, że rozpoczyna się ono radośnie: Oto Mój sługa odniesie zwycięstwo, wyrośnie wysoko, będzie wyniesiony i bardzo wywyższony! I już nasze myśli kierują się w stronę wzgórza Golgoty, tego wyniesionego krzyża, a na nim wywyższonego Chrystusa, który nie mając – jak pisze Izajasz – ani postawy, ani urody, pokonuje wszystkich wrogów życia. Pokonuje śmierć. Izajasz pokazuje nam, że nie dla jego wyglądu staje się On kimś szczególnym, wyjątkowym, który wprawi w zdumienie liczne narody. To nie jest idol współczesnej popkultury, ktoś, kto swoim wyglądem od razu budził respekt i szacunek. On budzi to w inny sposób – słowem i czynem. Pod Jego wpływem, jego słów, działań i cudów, następuje przewartościowanie naszego ludzkiego życia. On pod znakiem zapytania stawia wszystkie wartości popkultury: powierzchowne piękno, umięśnioną figurę, brak zmarszczek i wieczny kult młodości. Pokazuje nam inną drogę, inną perspektywę, niż współcześni piękni idole, którzy dziś są, a jutro nikt już o nich nie pamięta. A Ten, o którego wyglądzie i twarzy tak naprawdę nic nie wiemy, wciąż trwa, trwa na wieki i będzie trwać aż po ostatnie dni – On będzie na końcu zwycięzcą. O Nim właśnie prorokuje Izajasz, o cierpiącym Słudze Jahwe. W księdze prorockiej znajdujemy cztery pieśni: w rozdziale 42., 49., 50. i wreszcie, czytaną dzisiaj i rozważaną przez nas, czwartą pieśń w rozdziale 52. i 53. Te pieśni są i były interpretowane przez Izrael jako zapowiedź przyjścia tego, który ma być złożony w ofierze. Hebrajski maszijah, mesjasz, czyli pomazaniec Boży, to w interpretacji teologicznej zbawiciel. Ten, który go zwiastował, nosił imię Jeszajahu, co znaczy „Jahwe jest zbawieniem”. Treściami tych proroczych pieśni jest szczególne powołanie: cierpienie i śmierć, które nie są zwyczajne i jednorazowe, ale mają szczególną moc. Prorok głosi nam, że dzieło zbawcze owego Sługi Pana, cierpienie i Jego śmierć, mają szczególną moc – usprawiedliwiają i czynią nas uratowanymi. Bo następuje coś, co nazywamy ofiarowaniem życia jednego za życie wielu. Sługa Pana jest ofiarą zastępczą za nasze grzechy. Panu upodobało się Jego utrapić cierpieniem, by nam dać życie.
W Starym Testamencie odnajdujemy impulsy do późniejszej teologii krzyża, która jest głęboko wpisana w treści dzisiejszej pieśni. Nie chodzi tutaj o przeżywanie męki, pasji, o koncentrowanie się na ranach Chrystusa, na następstwie faktów, ale chodzi o spojrzenie całościowe, na to, co dokonało się właśnie w Jezusie Chrystusie, wcielonym Bożym Synu, który doszedł aż do Jerozolimy, doszedł sam na Golgotę, ofiarował się za nas, a w swoim zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu na niebiosa, ukazał pełnię swojej mocy. Dziś przeżywamy ten kulminacyjny moment, moment Jego wyniesienia, moment przez świat rozpoznawany jako klęska i porażka, a przez teologię krzyża jako zwycięstwo i wyniesienie. Przeżywamy coś, co jest mocniejsze niż wszystko, co ziemskie, co ludzkie. Bo gdyby to było zwykłe ludzie zbiegowisko, widowisko, może byłoby ciekawym asumptem do jakiejś teatralnej sztuki, książki, poematu, ale tak naprawdę takich krzyżowań były setki, tysiące. A w tym wypadku mamy do czynienia z czymś szczególnym. Bo Ten, który jest składany w ofierze, jest bez grzechu, jest bez winy. Ten, który idzie za nas, jest jednym z nas, a zarazem jest Tym, w którym w Betlejem prawdziwy Bóg stał się człowiekiem. On jest nie tylko Sługą Pana, On jest Synem Pana, Synem Boga Jahwe i w Jego męce, w Jego śmierci, w Jego krzyżu i później zmartwychwstaniu, odnajdujemy przesłanie Bożej miłości. Nasz Reformator w katechizmie tak starał się zrozumieć ów fenomen: „Wierzę, że Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg, z Ojca w wieczności zrodzony i zarazem prawdziwy człowiek, z Marii Panny narodzony, jest moim Panem” – i dalej Reformator oddaje wydarzenia Golgoty w ten sposób – „który mnie zgubionego i potępionego człowieka wybawił, odkupił i pozyskał od wszelkiego grzechu, od śmierci i władzy szatana, nie złotem, ani srebrem, ale krwią swoją świętą i drogą i niewinną męką swoją i śmiercią” – i dodaje na koniec tego artykułu – „To jest istotną prawdą!”.
Rozpoznać znaczenie Wielkiego Piątku można tylko wtedy, gdy spojrzy się na to z perspektywy całego dzieła zbawienia, poprzez historię zbawienia: od raju, przez upadek, przez arkę Noego, przez drogę ludu wybranego po pustyni z Egiptu do ziemi świętej, przez świątynię jerozolimską i przez wzgórze Golgoty, a gdzieś tam po drodze jest to, co dzisiaj czytamy – proroctwo Izajasz i jego zapowiedź o tym, co się stanie, o tym co się stało właśnie tamtego dnia w Jerozolimie. O tym mówi pieśń prorocka, by zadać nam pytania, by wskazać drogi interpretacji, ale by przyjąć tą interpretację trzeba odczuć to szczególne doznanie – jestem w Wielki Piątek pod krzyżem Chrystusa, jestem razem z innymi w kościele na wzgórzu Golgoty.
Możemy to dzisiaj przeżyć znowu w Wielki Piątek w kościele, nie tak jak przed rokiem, gdy żyliśmy w ogromnym strachu, lęku, nie wiedząc co począć z nagle uderzoną w nas pandemią koronawirusa. Wtedy budowaliśmy społeczność przed telewizorami, przed ekranami komputerów, odprawialiśmy nabożeństwo tu, w kościele, bez udziału wiernych. Dzisiaj, wciąż w cieniu pandemii koronawirusa, gromadzimy się jednak w naszych świątyniach – w naszym przypadku aż trzy razy w kościele Zbawiciela w Sopocie i raz w tczewskiej kaplicy. By dotrzeć do tych, którzy nie mogą być w kościele, transmitujemy to nabożeństwo wierząc, że łączymy się z nimi w duchu, że łączymy się z wszystkimi wierzącymi w ten szczególny dzień pod krzyżem Chrystusa. I czynimy to nie, by się zdołować, jak niektórzy interpretują Wielki Piątek, by wziąć na siebie cierpienie… To On je wziął! Przyszliśmy do kościoła, na wzgórze Golgoty, by wyjść w świat z nadzieją. Z nadzieją, wiarą i mocą – bo jeśli naprawdę przyjmiemy Izajaszowe proroctwo, odniesiemy je do Jezusa i potwierdzimy, że w Nim ono się wypełniło, to mamy Jego moc, Jego siłę i Jego nadzieję. I tak jak On jesteśmy w tej nadziei złączeni z Bogiem, by z innymi uczennicami i uczniami pod krzyżem odnaleźć światłość, a nie ciemność i mrok, które na chwilę się wtedy pojawiły, by ludźmi wstrząsnąć.
Golgota to nie koniec drogi Jezusa, to Jego zwycięstwo, Jego ukoronowanie, bo jak dodał Marcin Luter w katechizmowym objaśnieniu: „On zmartwychwstał, żyje i króluje na wieki. To jest istotną prawdą!”.
Amen.